Piękną mamy wiosnę tej zimy – żartują sobie górale, choć większości z nich wcale nie do śmiechu. Bo niestety, na Podtatrzu ludzie żyją głównie z mrozu i śniegu. A tu choć prawie połowa stycznia ani razu porządnie nie zakurzyło, czy przymroziło. Z anomalii pogodowych cieszą się ci, którzy nie lubią śliskich chodników i zimy. Reszta narzeka. Bo już teraz wiadomo, że sezon zimowy w tym roku obfity w zyski nie będzie. Działa niewiele wyciągów, a turyści masowo odwołują rezerwacje.
– Straty na pewno będą – potwierdza Katarzyna Strama ze Szkoły Narciarskiej „Nosal”. – W ubiegłym roku sezon narciarski zaczęliśmy pod koniec listopada. W tym roku o miesiąc później. Zresztą proszę popatrzeć: na razie udało się nam uruchomić te mniejsze wyciągi, na głównej trasie na Nosalu wciąż nie ma śniegu.
Nawet wysoko w Tatrach śniegu nie jest dużo.
– Działa od niedawna kolej w Kotle Gąsienicowym – mówi Paweł Murzyn, dyrektor ds. technicznych Polskich Kolei Linowych. – Ale to w dużej części zasługa wiatru, który nawiewa z Tatr śnieg do kotła. Dzięki temu warunki są znośne i wyciąg w ogóle mógł zacząć działać. Stoi natomiast Goryczkowa, gdzie śniegu jest stanowczo za mało.
Właściciele wyciągów narciarskich dzięki nowoczesnej technice uniezależnili się już od opadów śniegu. Niestety, wciąż są bezradni przy dodatnich temperaturach.
– Mamy kilkanaście armatek śnieżnych – wylicza Łukasz Chmielowski ze stacji narciarskiej na Harendzie. – Ale do śnieżenia potrzebujemy mrozu. Więc jak tylko temperatura spadnie choć kilka kresek poniżej zera od razu ruszamy do działania. Dzięki temu można u nas w ogóle jeździć na nartach.
Niestety, synoptycy zimę zapowiadają najwcześniej za dwa tygodnie.
źródło: Przemysław Bolechowski